Biega sama, biega z Rodziną. Regularnie startuje w zawodach i często pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych. Do wyników, jak sama mówi, podchodzi z dużym luzem, choć sukcesy i postępy treningowe niezwykle cieszą. Jej hasztag #jakdotegodoszloniewiem w pewnym sensie opanował Instagram i pozwolił nawiązać relacje, które z czasem wyszły ze świata wirtualnego do realnego.
Poznajcie bohaterkę cyklu Mamy-ruszaMY – Olę, która wciąż stawia przed sobą nowe, biegowe wyzwania!
Ola, znana na Instagramie pod nazwą @biegiemdokuchni inspiruje i zaraża pasją inne Mamy. Dzięki niej ruch staje się czymś naturalnym, a kolejny trening, choć nie zawsze jest wyborem oczywistym, szybko staje się pozytywnym elementem codziennej rutyny <3
Skąd pomysł na bieganie? Jak zaczęła się ta pasja?
Bardzo lubiłam biegać już w szkole podstawowej. Byłam dość szybka, więc nauczyciel wychowania fizycznego często powoływał mnie na zawody. Niestety, były to zawody trójboju. Trzy dyscypliny: bieg, skok w dal i rzut piłeczką palantową miały być przepustką do sportowego sukcesu. Jakkolwiek skakać potrafiłam, to niestety piłeczką rzucałam wręcz za siebie [śmiech]. Później biegałam z koleżankami po lasach. W liceum pasja do biegania umarła śmiercią naturalną. Wróciłam do tego na studiach – któregoś zimowego dnia założyłam stare trampki (nie polecam!) i dresy i po prostu poszłam biegać. To było pod koniec 2012 roku. Wtedy biegałam regularnie raz na 2 tygodnie.
Większa regularność pojawiła się w 2013 roku. Zaczęłam biegać z moim chłopakiem, który obecnie jest moim mężem. Mogę powiedzieć, że pomysł zrodził się zupełnie przypadkowo – chyba podświadomie zawsze czułam, że to jest dla mnie. Głównie dlatego, że zawsze wracałam do tej aktywności z uśmiechem.
Biegasz z mężem, biegają Twoje dzieci?
Biegałam z moim mężem, gdy nim nie był. Biegam teraz już z moim mężem. Biegamy będąc 7 lat po ślubie. Wzajemnie się mobilizujemy i dodajemy sobie otuchy. Mój Mąż często ma lenia, a kiedy chce zrezygnować z wyjścia na trening, ja dosłownie “wywalam” go z domu, aby zrobił swoje [śmiech]. Później jest mi wdzięczny.
Nasze dzieci biegały z nami w wózku, zanim nauczyły się chodzić. Starszy Leon, który ma obecnie 4,5 roku, mając pół roku “przebiegł” z nami swój pierwszy półmaraton. Sporo spóźniliśmy się na start i musieliśmy gonić osoby z końca stawki, aby dołączyć do tego biegu, ale się udało. Na trasie mieliśmy kilka postojów na karmienie, musieliśmy włączyć tryb wymyślania i śpiewania piosenek. Ale to był piękny bieg i piękne wspomnienia. Odkąd dzieci potrafią chodzić zawsze, gdy planujemy start w zawodach patrzymy, czy organizowane jest wydarzenie biegowe dla dzieci.
Mamy stałe punkty w biegowym kalendarzu. Z przyjemnością wracamy na:
- Bieg Europejski w Gnieźnie (kwiecień),
- Bieg Pirata w Szczecinie (sierpień),
- Bieg Lwiątek w Tarnowie (maj)
- i oczywiście na naszym poznańskim podwórku – Kids Run (wrzesień).
Wszystkie te imprezy, poza bieganiem, mają świetną oprawę i doskonale zorganizowaną strefę animacji.
Czy łączenie treningów z pracą i prowadzeniem domu bywa wyzwaniem?
Połączenie biegania z czymkolwiek jest według mnie sporym wyzwaniem. Ja o dziwo mam od zawsze tak, że im mniej mam czasu i więcej obowiązków, tym lepiej jestem zorganizowana. Zawsze w ciągu dnia jest czas dla dzieci. To moja radość, przyjemność i priorytet. Do pracy muszę chodzić, żeby mieć pieniądze na życie, to oczywiste. Trzeba ogarnąć też inne rzeczy jak wizyty u lekarzy, zakupy, gotowanie. Lubię się spotykać ze znajomymi i chodzić po knajpkach czy do kina. Ja się śmieję, że jestem matka misyjna. Treningi są dla mnie ważne, bo dzięki nim czuję się sobą. Zostawiam za sobą złe emocje. Nie przenoszę ich na bliskie mi osoby. Dzięki treningom mam więcej siły i energii. Właśnie dlatego to istotny element mojej rzeczywistości. Kiedy dzieci były małe często pakowałam je do wózka i po prostu biegliśmy na plac. Wykorzystywałam porę drzemki któregoś z maluchów, aby pójść na trening. Pogodzenie tych wszystkich obowiązków nie jest łatwe i wiadomo, jak to przy dzieciach – czasem coś może się nie udać. Ale przy dobrej organizacji czasu i samozaparciu udaje mi się regularnie trenować. Często kosztem odpoczynku, ale w sumie bieganie to taki mój odpoczynek. A wracając do matki misyjnej to śmieję się zawsze, że po co iść na zakupy skoro można pobiec. Więc i taki czasem mam sposób na trening – łączę przyjemności z obowiązkami.
Jakie są 3 złote rady dla początkujących biegaczek?
Słuchaj swojego organizmu, kup dobre biegowe buty i niech Twoim punktem odniesienia będą wyłącznie Twoje postępy. Często na początku za mocno ciśniemy a później ponosimy konsekwencje – kontuzje, urazy. I to wyłącza z treningowego życia, a powroty bywają ciężkie…
Najlepiej działać powoli, we własnym tempie. Niech inni biegają w tempie 5:00, Ty biegaj w swoim. Nie każdy musi być zającem. Albo inaczej – żeby być zającem, przez jakiś czas można być żółwiem.
Buty biegowe to wiadomo – muszą być! Bez nich o kontuzję bardzo łatwo. A co do porównywania się to my kobiety niestety mamy taką tendencję. Pamiętam jak dziś taką sytuację: w czasie treningu, w jednej z biegowych grup kolega, powiedział mi, że planuje 3 półmaraton a biega… pół roku. Ja wtedy szykowałam się do pierwszego startu na tym dystansie, po prawie 2 latach. Każdy z nas jest inny. Każdy potrzebuje innych bodźców. Innego tempa. Innej motywacji.
Dlatego powoli, w swoim tempie, ale zawsze z uśmiechem i w biegowych trzewikach. 😀
Co Mamie daje bieganie? 🙂
Bieganie daje Mamie wolność. Bieganie daje Mamie siłę sprawczą. Bieganie pozwala Mamie zachować równowagę i znaleźć rozwiązanie problemów. Bieganie jest rodzajem terapii. Bieganie daje więcej niż fajną figurę. Bieganie (lub inna aktywność) to najlepsze co Mama może zrobić dla siebie.