Ojciec – autorytet a buty do biegania

Współcześni ojcowie w niczym nie przypominają stereotypowych kanapowców dzierżących władzę w domu za pomocą pilota do telewizora. Dzisiejsi tatowie coraz aktywniej i na wielu poziomach uczestniczą w życiu rodzinnym – służą nie tyle dobrymi radami, co własnym przykładem. Jeśli więc lądują na kanapie, to by obgadać z rodzinką cały dzień i odpocząć po wspólnym obiedzie, nierzadko przez samych siebie przygotowanym. A potem zakładają buty do biegania i…

…Uczą partnerstwa i nieoceniania

Marcin, 45–letni tata Kajetana (17 lat) i Krzyśka (8 lat) do biegania przekonał się stosunkowo niedawno, bo w 2018 roku. Wcześniej jednak przez niemal osiem lat w pasji biegowej wspierał żonę – woził ją na zawody, dbał o logistykę, wspierał na trasie i organizował czas towarzyszącym mu dzieciom. Piłka nożna, spacery, zwiedzanie okolicy – w taki oto sposób budowała się synowsko-ojcowska więź… i szacunek dla cudzej pasji. „Żadnego medalu nie zdobyłabym, gdyby nie wsparcie Marcina – podkreśla jego żona. – To była najwspanialsza lekcja partnerstwa, jaką można dać dzieciom.”

Kiedy Marcin w końcu przywdział biegowy strój, chłopcy byli na tyle duzi, że można było ich na godzinę zostawić w domu i spędzić ten czas z żoną, trenując, rozmawiając albo milcząc. Bardzo lubią wspólne wyjazdy na zawody. „Trenuję głównie ze względu na zawody, które traktuję jak biegowe wycieczki. Nie dla życiówek.” – podkreśla Marcin. „Tacie w ogóle nie chodzi o rekordy, tylko o dobrą zabawę. I to w nim lubię. Niby jest dorosły, a ma w sobie coś z dziecka.” – dopowiada młodszy syn.

A co na to starszy?: „ Szanuję moich rodziców za to, że starają się jak najwięcej robić razem, że zdrowo żyją. Duża w tym zasługa doskonałej kuchni taty (tak, tak, w naszym domu to on tam rządzi). Doceniam również, że tata potrafi przełamać swoje słabości, przezwyciężyć wewnętrznego lenia. I że ma rozsądne podejście do rywalizacji. Tego chciałbym się od niego nauczyć.”

Samemu Marcinowi nie zależy na tym, by synów przekonać do biegania. „Jeśli o to chodzi, nie ma przymusu. Niech robią to, co im sprawia radość, po prostu dbają o siebie. Chciałbym, by szanowali siebie i innych i nie oceniali nikogo pochopnie.”

…POKAZUJĄ, ŻE TRZEBA KOCHAĆ SIEBIE, BY DAĆ SZCZĘŚCIE INNYM

Z moim drugim bohaterem, Łukaszem, 44-letnim biegającym tatą (12 lat) Olgi i Ernesta (6 lat) spotykam się dopiero późnym wieczorem, gdy dzieci są w łóżkach. Od kiedy wraz z ich mamą podjęli decyzję o rozstaniu, a następnie o Łukasza wyprowadzce, jeszcze bardziej ceni każdą spędzoną wspólnie chwilę. Nie brzmi to zbyt wesoło, ale Łukasz przekonuje, że jest człowiekiem szczęśliwym. I że czasem musi być trudniej, żeby było lepiej.

Katalizatorem wielkich zmian w jego życiu stała się miłość do biegania, która narodziła się jakieś trzy lata temu. Trenować zaczął jako człowiek zagubiony, spełniający nie wiadomo czyje oczekiwania i przekonany o tym, że nie daje to nikomu szczęścia. Od początku biegowej przygody czuł, że to jest właśnie to. Cieszył się, że Olga i Ernest będą mogli w końcu zobaczyć zadowolonego tatę, który mimo natłoku rodzinnych obowiązków jest w stanie zadbać o siebie. Treningi, odbywające się często niemal nocą, gdy życie rodzinne wygasało, pozwoliły Łukaszowi nie tylko schudnąć (aż 25 kilogramów!!!), ale przede wszystkim spojrzeć uczciwie i z dystansu na własne życie. Dzięki nim odbyły się w końcu odkładane, a potrzebne rozmowy z żoną… i zapadła decyzja o rozstaniu. A efekty sportowe? W tak intensywnym prywatnie czasie Łukasz ukończył m.in. Garmin Challenge w Radkowie – 85, 55 i 25 km górskiego biegania.

„Dziś już tak szaleńczo nie biegam. Nauczyłem się szanować własne ciało. Nie robię rozległych biegowych planów. Rozmawiasz z zupełnie innym człowiekiem niż ten Łukasz przed bieganiem. Jestem szczęśliwym ojcem. Choć nie uczestniczę w życiu dzieci w takim stopniu, w jakim pragnąłbym, to jednak nasze relacje stały się pełniejsze i uczciwsze. Jestem szczęśliwym biegaczem – poprzez sport zadbałem o siebie i własne potrzeby. I tego chciałbym nauczyć moje dzieci – by nigdy nie rezygnowały z siebie, nie bały się stawiać swoich potrzeb na pierwszym miejscu. Może brzmi to jak egoizm, ale gdy żyje się tylko po to, by zadowalać innych, traci się siebie codziennie po kawałku.”

… UCZĄ TOLERANCJI I DETERMINACJI

Dla Mariusza, 43-letniego taty Agaty ( 19 lat), Bartka (14) i Kuby (12), inspiracją do rozpoczęcia biegowej przygody stała się impreza, w której wystartowała jego znajoma, a w wersji okrojonej cała trójka dzieci – 40. Bieg Lechitów w Gnieźnie. „Skoro Gosia daje radę, – pomyślał – a nie wygląda na szczególnie wysportowaną, to może i ja spróbuję?

I spróbował, a było to we wrześniu 2017 roku. Od tej pory pielęgnuje sportową pasję. Ma świadomość, jak dużo mu to daje: „Trenowanie przekłada się na lepsze samopoczucie, dlatego z pewnością jestem mniej nerwowy i nie działam impulsywnie. Mam więcej cierpliwości, łatwiej wspólnie się dogadujemy w różnych kwestiach.”

Bierze udział w wielu imprezach biegowych, najbardziej zaś dumny jest z wyniku osiągniętego w pilskim półmaratonie w 2019 roku (2:0,25). Marzy mu się więcej, m.in. Korona Polskich Półmaratonów. Trenować stara się co najmniej 3 razy w tygodniu: „Raczej nie stanowi problemu znalezienie godziny lub dwóch, by pobiegać czy na przejażdżkę rowerem.”

Czy dzieci towarzyszą mu w tej pasji? „Przyznam, że dużo łatwiej było ich skłonić do aktywności sportowej, jak byli młodsi. Teraz mają coraz więcej swoich zajęć, ale nie rezygnują z jazdy na rowerze, hulajnodze czy gry w piłkę.”

Mariusz jest przekonany o tym, że jego aktywność sportowa przekłada się na to, jakim jest tatą:0

…POKAZUJĄ, NA CZYM POLEGA DOBRY ZWIĄZEK I JAK USTAWIAĆ PRIORYTETY

Gdzie Emil, tam Magda – tego biegowego małżeństwa po prostu nie da się rozdzielić. Są rodzicami Eryka (18 lat), Erwina (12 lat) i rocznej Lilki. Od początku związani z pilską grupą 4Run. To Magda wytyczała biegowe ścieżki. Emil doskonale pamięta dzień, kiedy dał się jej namówić na pierwszy trening: 3 stycznia 2014 roku. Na początku trenowali wspólnie, Emil pokornie podążał za wskazówkami bardziej doświadczonej żony. Bieganie pochłaniało go jednak coraz mocniej, pojawiały się kolejne biegowe aspiracje, do spełnienia których trzeba było trenować więcej i szybciej. Jak to pogodzić z ambicjami żony, która też chce się biegowo rozwijać? Z pracą na dwóch etatach? A co ważniejsze, z opieką nad (wtedy jeszcze) dwójką dzieci? Przecież nie można ich w nieskończoność zabierać na treningi!

Biegowa historia Emila mogłaby nosić tytuł ”sztuka mądrych wyborów”. W pewnym momencie , jak mówi, trzeba było uporządkować priorytety. I posłuchać mądrej żony, która powiedziała „przyhamuj”. Być może właśnie ta reprymenda Magdy uratowała Emila przed kontuzją spowodowaną nieodpowiednim obuwia (poza redukcją treningów ratunkiem okazały sie buty Brooks…).

Zarówno Magda, jak i Emil nie tylko biegają nadal, ale… rok temu po raz trzeci zostali rodzicami. Sposób, w jaki łączą życie rodzinne z pasją do biegania, wiele mówi o ich relacji. By spędzać jak najwięcej czasu razem, zakupili specjalny wózek biegowy. Wprawdzie Lilka jest w stanie wytrzymać w nim tylko, gdy śpi, co oczywiście wpływa na rytm treningów, ale Emil nie narzeka. Mimo iż biegowo już się tak dynamicznie nie rozwija, dużo radości czerpie ze wspólnie biegowych chwil – z biegania po lesie, wizyt na basenie. Czasami w tych wyprawach towarzyszą im starsi synowie. Nie złapali zajawki biegowej, ale są aktywni fizycznie. Starszy, Eryk bardzo lubi jeździć na rowerze, a Erwin – środkowe dziecko – trenuje siatkówkę.

Gdy pytam Emila, czy bieganie wpłynęło jakoś na to, jakim jest ojcem, odpowiada mi dopiero po dłuższej chwili: „Wiesz, mój ojciec zawsze był stary. Ja nie jestem tak postrzegany przez moje dzieci. Dbam o siebie. Dzięki bieganiu czuję się biologicznie młodszy. Jestem zdrowszy, a to daje im z pewnością poczucie bezpieczeństwa. I jeszcze jedno – dzięki bieganiu zupełnie inaczej patrzę na współzawodnictwo. Doceniam starania mojego syna siatkarza i mówię mu, że ma być z siebie dumny, nawet gdy przegrał mecz, ale zrobił wszystko, co możliwe.”

 

DO GÓRY